Peugeot 306 1.9 TD

źródło: chcekupicauto.pl
źródło: chcekupicauto.pl

Minęły 4 lata od  sprzedaży „audika” (w tym czasie ze względów logistycznych i życiowych wystarczała komunikacja miejska) i nadszedł czas na kolejny pojazd. Nie miałem sprecyzowanych planów co do modelu, marki, nawet typu silnika. Zdecydowaliśmy, że zobaczymy co lokalni handlarze wystawiają na jednym ze znanych z tego placyków koło centrum handlowego, i jak coś będzie ciekawego, to kupimy. Wybór padł na zielonego Peugeota 306, wersja 5d, turbodiesel o pojemności 1.9, rocznik 1999.

Sympatyczny „francuz” to był naprawdę kawał dobrego auta. Jako, że ta wersja z turbodoładowanym dieslem (90 KM, 196 Nm) była jedną z najbogatszych, było tam wszystko co potrzeba i co nie zawsze jest nawet dzisiaj w słabszych wersjach obecnych samochodów W skrócie 2 poduszki powietrze, elektryczne szyby, elektryczne lusterka, klimatyzacja, halogeny oraz sterowanie radiem z kierownicy (do czego służy „dodatkowa” dźwigienka dowiedziałem się przypadkowo chyba po miesiącu użytkowania). Wszystko w cenie 8800 PLN.

Z problemów, które wyszły z czasem, pamiętam tylko delikatnie „sączenie” się płynu z chłodnicy (mały ubytek, dosłownie parę kropel płynu podczas weekendowego postoju na parkingu) oraz kłopoty ze światłami drogowymi (złe podłączenie kabli, elektryk długo się z tym męczył). Silnik, jak się można domyślać, był hałaśliwy dla otoczenia, ale w środku zaskakująca cisza. Wygłuszenia naprawdę pierwsza liga. Co do osiągów i wrażeń z jazdy to też same plusy, po latach stwierdzam, że motor ciągnął równo (wynik dużej pojemności) od samego dołu i totalnie nie było czuć żadnej turbodziury, jak to ma miejsce w znanych mi z autopsji małych nowoczesnych turbodiesli typu 1.3 MultiJet.

Do najprzyjemniejszych wspomnień zaliczam bez wątpienia rekordowy 950-kilometrowy maraton Peugeotem, kiedy to w ciągu jednego dnia musieliśmy objechać kawał Polski w ważnej sprawie rodzinnej. Wygodne fotele pozwoliły nam przetrwać tak długą podróż bez większego bólu pleców. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy i auto – nie ma co ukrywać, z mojej winy – skończyło swój żywot… w przydrożnym rowie. Kasacja okazało się koniecznością, szkoda.