Jeszcze kilkanaście lat temu (no, powiedzmy te 2-3 dekady temu) sprawa z kolejną generacją danego modelu była prostsza niż obecnie. Pokazywano nowe auto i przez ładnych parę lat design się nie zmieniał, a klient nie gubił się w gąszczu zmian i nowinek. Teraz oczywiście jest zupełnie inaczej w kwestii poprawek i ciągłych „ulepszeń” samochodów, ale czy to zmiana na plus?
Zacznijmy od klasyki gatunku czyli VW Golf. Od trzeciej generacji z 1991 roku do obecnej szóstej, mamy praktycznie… to samo auto. To oczywiście skrót myślowy, ale powiedzmy szczerze – czy to nie wciąż ten sam Golf z charakterystyczną nijaką sylwetką tylko po totalnym makijażu i w super nowoczesnej technologii? W związku z powyższym wielu twierdzi, że „szóstka” to tylko „pięć i pół” lub powinno się to nazywać faceliftingiem modelu. Coś w tym jest.
Jako przeciwieństwo przywołam Opla Astrę, a nawet ostatnią generację poczciwego Kadetta. To są prawdziwe kolejne fazy – ustawmy obok siebie Kadetta E, Astrę I, Astrę II, Astrę III i Astrę IV. W tych samochodach nie ma ani grama podobieństwa, szacunek dla Opla bez względu na to czy wymienione modele są obiektywnie dobre czy też nie. Także do przedostatniej generacji Hondy Civic i ten model (a raczej designerów) darzyłem sympatią. Zupełnie różne „Civiki” VI, VII i VIII dawały gwarancje, że IX będzie nadal w dobrej formie (czytaj nowe i inne). Gdzieś w necie nawet mignęła mi kiedyś piękna wizja następcy. Niestety po kosmicznej i pięknej dla mnie „ósemce” nastała tragedia w postaci widocznej na zdjęciu. Jak to nazwać? Koszmarny lifting, nie, to nie jest dla mnie najnowsza generacja kultowego modelu.
Powyższe przykłady potwierdzają oczywistość, iż zmiany muszą być, ale nie zawsze są one dobre. Niestety dzisiejszy człowiek wymaga więcej i więcej, szybko się nudzi. Producenci chcąc nie chcąc muszą więc tworzyć nowości w błyskawicznym tempie, chociaż coraz częściej wypadają pod tym względem słabo. Można tylko wspominać czasy, gdzie nowe auto było „świeże” przez lata, a grupy inżynierów i konstruktorów nie pracowały już nad dwoma generacjami do przodu.
Honda nie jest taka zła, na pewno lepsza niż oklepany Golf – to jest dopiero koszmar na kołach.